poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 4

-Wiem, że nie śpisz, ale udawaj dalej. Dobranoc, aniele.
Gdy usłyszałam ten głos, automatycznie zerwałam się z łóżka i krzyknęłam z całej siły:
-JUSTIN, DO CHOLERY! CO TY KURWA ODWALASZ?- krzyczałam na całe gardło.
-Cicho, skarbie, bo obudzisz cały szpital- szepnął chłopak, po czym wybuchnął śmiechem.
-CHUJ MNIE TO OBCHODZI, WYTŁUMACZ MI KURWA CO TY TU ROBISZ?
-Przyszedłem, bo nie umiałem zasnąć i postanowiłem, że poprzytulam się do ciebie- powiedział rozbawiony.
-CZY TY ZE MNIE SOBIE KURWA CZŁOWIEKU JAJA ROBISZ?- znowu krzyknęłam.- I CO CIĘ KURWA TAK ŚMIESZY?- po tych słowach podeszłam do niego i popchnęłam go z całej siły na ścianę.
-Liz, kurwa, uspokój się. - powiedział lekko zszokowany Justin.
-JAK MAM BYĆ KURWA SPOKOJNA, KIEDY TY BEZCEREMONIALNIE WCHODZISZ DO MOJEGO POKOJU I, GDYBY TEGO BYŁO MAŁO, PAKUJESZ MI SIĘ POD KOŁDRĘ. WYPIERDALAJ STĄD NATYCHMIAST!- wrzeszczałam na niego z całej siły, po czym chwyciłam dzbanek z wodą, który stał na stoliku obok mnie i rzuciłam nim w chłopaka. Ten w ostatniej chwili się uchylił i dzbanek roztrzaskał się z hukiem o ścianę.
Chwilę później stałam przyparta do ściany przez jego ciało. Nawet nie wiem, kiedy to zrobił. Czułam nierówny oddech chłopaka na mojej twarzy.
-Ja pierdole, Liz, mogłaś mnie kurwa zabić- wydyszał chłopak lekko zdenerwowany.
-I KURWA DOBRZE - wykrzyczałam- WTEDY NIE MUSIAŁABYM KURWA OGLĄDAĆ TWOJEJ MORDY! - kontynuowałam.
-LIZ, DO KURWY, ZAMKNIJ TEN RYJ W KOŃCU - teraz Justin też już podniósł głos.
-CZY TY KURWA WŁAŚNIE POWIEDZIAŁEŚ, ŻE MAM ZAMKNĄĆ RYJ?- zapytałam.
-TAK WŁAŚNIE POWIEDZIAŁEM, BO DRZESZ TĄ KURWA MORDĘ, A JEST 12 W NOCY!
-TRZEBA BYŁO KURWA TU NIE PRZYCHODZIĆ, A WSZYSTKO BYŁOBY W PORZĄDKU I MI KURWA NIE ROZKAZUJ! MYŚLISZ, ŻE KIM TY DO CHUJA JESTEŚ? - wymierzyłam chłopakowi cios w policzek, a wtedy jego zainteresowanie nie opierało się już na mnie. Wykorzystując ten moment, przebiegłam na drugi koniec pomieszczenia.
Justin prędko jednak się pozbierał i szybkim ruchem podszedł do mnie, złapał mnie za nadgarstek i rzucił mną na łóżko. Dalej trzymając mój nadgarstek, wolną ręką przytrzymał drugi nad moją głową i przywarł do mnie swoim ciałem. W tym momencie owinęła mnie ciepła woń jego oddechu.

-Posłuchaj mnie, mała suko- wysyczał Justin w moją twarz- Jestem od Ciebie szybszy, silniejszy i, jak widać, mądrzejszy, więc zapamiętaj sobie raz na zawsze, że nigdy kurwa więcej masz na mnie nie podnosić ręki, bo skończysz, jak te trzy dziewczyny. Otworzyłam szeroko oczy i gapiłam się na niego z niedowierzaniem. Czy on właśnie zasugerował, że jeśli jeszcze raz coś takiego zrobię to mnie zgwałci, a potem zabije? O kurwa, Liz, w co ty się wpakowałaś? Przeraziłam się. Jego oczy ciskały pioruny w moją stronę, a ja dalej leżałam pod nim bezbronna i zszokowana. Nie wiedziałam, co mam zrobić. W tym momencie przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
-AAAAAAAAAAA, POMOCY, RATUNKU, NIECH MI KTOŚ POMOŻE!- zaczęłam krzyczeć wniebogłosy. Przerażony chłopak szybkim ruchem odskoczył ode mnie i w tym samym momencie do mojego pokoju wbiegło dwóch lekarzy.
-Co się dzieje?- zapytał jeden z nich.
-Nie mam pojęcia, doktorze- odpowiedział Justin, natomiast ja dalej leżałam na łóżku płacząc i krzycząc. Chłopak kontynuował- usłyszałem krzyki dochodzące z pokoju Liz i postanowiłem sprawdzić, co się stało, gdy tu wszedłem, zobaczyłem Liz, która rzucała przedmiotami po pokoju- w tym momencie wzrok Justina powędrował na rozbity dzbanek- Kiedy zapytałem się, co się dzieje, ona rzuciła się na mnie z pięściami i zaczęła bić- po tych słowach odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął szyderczo.
- CO TY KURWA MÓWISZ, POJEBIE?!- zerwałam się na równe nogi i chciałam podbiec do chłopaka, jednak nie było mi to dane, gdyż w momencie, w którym zerwałam się z łóżka podbiegło do mnie dwóch lekarzy z kaftanem bezpieczeństwa i w okamgnieniu wsadzili mnie w niego.
-Liz, spokojnie- powiedział łagodnie jeden z nich- Potrzebujesz odpoczynku, zabierzemy cię do Izolatki.
Po tych słowach spojrzałam w stronę chłopaka, on stał wyraźnie z siebie zadowolony, z szyderczym uśmiechem wymalowanym na jego ustach, mówiącym: A nie mówiłem,suko?
1:0 dla Justina.
Nie mówiąc już nic i wiedząc, że przegrałam, spuściłam głowę tak, że całą moją twarz pokryły włosy i poszłam do wyjścia, przytrzymywana przez tych dwóch lekarzy na wypadek, jak bym chciała uciec.
Szłam tak przez długie, ciemne korytarze szpitala, w dalszym ciągu trzymana przez tych dwóch gości. Po kilku minutach doszliśmy do obszernych metalowych drzwi. Jeden z lekarzy puścił mnie i wpisał kod, którym otworzył drzwi, po czym wprowadził mnie do pomieszczenia. W środku było dziwnie. Wszystko wokół było białe, po środku pokoju stało duże łóżko i nic poza nim. Lekarze ściągnęli ze mnie kaftan i bez słowa odeszli, zostawiając mnie samą. Usiadłam na łóżku i nawet nie wiedząc kiedy, zaczęłam płakać. Zastanawiałam się, dlaczego to właśnie mi się przytrafiło, dlaczego ja jestem jego... właśnie jego czym? celem? zabawką? nie wiem kurwa... Leżałam tak bezczynnie na łóżku dosyć długą chwile, słona substancja spływała po moich policzkach, a moje myśli krążyły wokół jednej osoby. Justin. Co w nim jest takiego, że jak go widzę to mam ochotę utonąć w jego brązowych oczach, ale gdy tylko się odzywa chcę mu je wydrapać i zrobić sobie z nich kolczyki? Dlaczego jest takim bipolarnym dupkiem, który najpierw do mnie przychodzi i twierdzi, że nie może spać i chce się przytulić, a potem mi grozi, że mnie zabije... no kurwa, co z nim jest nie tak?! Ha.. dobre pytanie Liz, coś na pewno, w końcu trafił do szpitala psychiatrycznego, w którym ty siedzisz od 1.5 roku, więc praktycznie rzecz biorąc macie ze sobą coś wspólnego... zaraz, czemu do chuja mówię do siebie w 3 osobie?! Już wariuję do końca. Obróciłam się na drugi bok i poczułam, jak coś mnie uwiera w kieszeni moich dresów, które służyły mi jako piżama. Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej żyletkę. Nie zastanawiając się nad tym długo, przyłożyłam zimny przedmiot do nadgarstka i jednym ruchem wbiłam zimny przedmiot w skórę, tworząc literkę J. Krew ciekła z mojej ręki na śnieżno białą pościel, ale nie przejmowałam się tym. Jedyne, co czułam w tym momencie, to poczucie ulgi. Odrzucając żyletkę od siebie, nie przestając płakać, wślizgnęłam się pod kołdrę i pozwoliłam krwi i łzom płynąć dalej.
Chwile później zasnęłam.

Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi i czyjeś ciężkie kroki. Podniosłam się od pozycji siedzącej i spojrzałam na Dr. Romers, która była moją lekarką.
-Liz, dziecko, na miłość boską, co ty sobie zrobiłaś?- kobieta wytrzeszczyła oczy i spojrzała w miejsce, na którym siedziałam.
-O czym pani mó...- w tym momencie przypomniałam sobie wczorajszy wieczór, spojrzałam na pościel pode mną. Była na niej dosyć spora plama zaschniętej krwi. Następnie przerzuciłam wzrok na mój nadgarstek, na którym widniała głęboka i widoczna rana w kształcie literki J. I co ja jej mam teraz kurwa powiedzieć?
-Ja... widzi pani... nie wiem.- umilkłam i spuściłam wzrok. Nagle poczułam jak materac po mojej lewej stronie się ugina i wokół moich ramion owija się ręka pani Romers. W tej chwili coś we mnie pękło i rozpłakałam się, przytulając do boku kobiety.
-Shhh.... kochanie, nie płacz, wszystko będzie dobrze. - Kobieta wyszeptała mi do ucha, tuląc mnie do siebie.
-Ja... ja po prostu wczoraj.. nie wiem, co we mnie wstąpiło, ja nie chciałam się tak zachować, potem jeszcze zaciągnęli mnie w to miejsce.. nie wiedziałam, co mam zrobić i wtedy znalazłam ją w kieszeni i nie zastanawiając się długo, zrobiłam to.- mówiłam słabym głosem przez łzy.
-Rozumiem, Liz, jednak dobrze wiesz, że mnie możesz się okaleczać, bo to ci w niczym nie pomaga, wręcz przeciwnie- szkodzisz sobie tym- mówiła spokojnie kobieta.- Teraz chodź, wrócisz do swojego pokoju i coś zjesz. Przespałaś już śniadanie, a za 15min. jest obiad.
Powoli przytaknęłam i podniosłam się z miejsca, po czym Dr. Romers wyprowadziła mnie z izolatki.

Justin's POV
Szedłem właśnie korytarzem w stronę stołówki, gdzie za chwile miał być obiad, gdy nagle zauważyłem, że przede mną idą dwie osoby. Jedna z nich- wysoka blondynka w białym fartuchu lekarskim, a druga- niska drobna szatynka. Gdy podeszły bliżej, dostrzegłem, że tą drugą dziewczyną była Liz. Na samą myśl o wczorajszym wieczorze chciało mi się śmiać, jednak gdy stanąłem twarzą w twarz z dziewczyną automatycznie mi się odechciało i śmiania i czegokolwiek innego. Nawet przez kilka sekund zapomniałem, jak się oddycha. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi czerwonymi i zapuchniętymi oczami od płaczu. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, Liz natychmiast spuściła wzrok na swoje dłonie. Mój wzrok podążył za nią i wtedy to zobaczyłem. Na jej drobnym nadgarstku między starymi bliznami pojawiło się wyraźna i duża literka J.
-Liz...- wyszeptałem. Na nic więcej nie pozwoliła mi rosnąca gula w gardle.
-Justin- odezwała się blondynka- Idź, proszę, na obiad i pozwól nam przejść.
-T-t-aak d-d-oobrze- odpowiedziałem, jąkając się.
Odszedłem 3 kroki po czym się odwróciłem, jednak jedyne co widziałem to dwie znikające sylwetki w drzwiach pokoju nastolatki. Poszedłem w stronę stołówki rozmyślając o tym, co właśnie się stało. Co się stało, że Liz była w takim stanie i dlaczego ma na ręce wydziergane J? Zaraz czekaj... KURWA MAĆ! właśnie do mnie dotarło- J jak Justin, czyli to przeze mnie Liz jest w takim stanie, to przeze mnie się znowu okaleczyła. Kurwa, co ja najlepszego zrobiłem. Muszę to jakoś odkręcić... Tylko jak? Moje przemyślenia przerwało coś, a raczej ktoś, na kogo właśnie wpadłem.
-Uważaj jak chodzisz, kurwa- warknąłem przez zaciśnięte zęby.
-To chyba raczej ty powinieneś uważać, chłopczyku.- odpowiedział mi męski, szorstki głos.
Podniosłem wzrok, a przede mną stał koleś, który na oko miał z 23 lata, był łysy, lewą rękę miał pokrytą tatuażami i był ponad głowę ode mnie wyższy.
-Dobra, kurwa, nieważne, spierdalaj mi z oczu - syknąłem na niego i chciałem go wyminąć, jednak nie było mi to dane, gdyż on szarpnął moje ramie tak, że stałem z nim twarzą w twarz, a raczej moja twarz z jego brodą.
-Posłuchaj mnie, kurwa, mały gnojku, to, że się kurwa zamarzyłeś o chuj wie czym i na mnie wpadłeś mogę pominąć, ale kurwa, mógłbyś chociaż przeprosić, a nie kurwa cwaniakujesz- po tych słowach popchnął mnie na ścianę i odszedł.
-Złamany kutas- mruknąłem do siebie i ruszyłem do drzwi jadalni.
Po obiedzie wróciłem do siebie i rzuciłem się na łóżko. Myślałem o tym, jak mam porozmawiać z Liz. Co jej powiedzieć? Przeprosić? Ale ja kurwa nigdy nie przepraszam. Jestem Justin Drew Bieber i to mnie zawsze przepraszają. Jeszcze kurwa musieli wymyślić te pierdolone kinder party wieczorem. „Proszę ubrać się elegancko, gdyż wieczorem w czasie kolacji odbędzie się mały bal dla naszych pacjentów. Proszę się stawić w świetlicy o godzinie 19.” takie słowa wypłynęły z ust któregoś z lekarzy podczas obiadu. Liz na nim nie było, co mi w żadnym stopniu nie pomogło. Leżałem tak i leżałem i myślałem o tym, co powiem Liz, a gdy spojrzałem na zegarek widniała na nim 18:30.
-Cholera- mruknąłem do siebie. Czas się zbierać.
Przebrałem się w ciemne jeansy, białą koszule z rękawami podwiniętymi do łokci, na nogi wsunąłem czarne supry, zmierzwiłem włosy i byłem gotowy. Była godzina 18:37. Stwierdziłem, że zdążę jeszcze porozmawiać z Liz na spokojnie. Bałem się tej rozmowy. Nie wiedziałem, co mnie tam czeka, jednak odważyłem się i zapukałem do jej drzwi. Po chwili usłyszałem ciche „proszę”. Nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. To, co tam zobaczyłem... Nie mogłem uwierzyć w to co widzę... To było nie do opisania.

Od autorki: No witam! Wiem, ze długo nic nie dodawałam, ale chyba tym rozdziałem odpokutowałam swoje grzechy, prawda? :( No więc mamy nową pisarkę, ten rozdział należy do niej, także witamy i dziękujemy, zgadza się, moje drogie panie? :) Mamy duuużo pomysłów, będzie się duużo działo, jesteśmy pewne, że was zaskoczymy. Do następnego! Kocham was! xoxo

16 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział. Życzę weny i czekam na nn<3 xxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest bardzo ciekawy. Nie mogę doczekać się kolejnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ;-) czekamy na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny ! Następny, proszę ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział <3
    Ja chcę już kolejny!

    http://closertotheedge1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawajcie szybko następny! xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawno tu nie zaglądałam, ale teraz nie ominę żadnego rozdziału. Piszecie świetnie i gratuluję talentu oraz pomysłu na op. Weny, czekam na nn i zapraszam do siebie xoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejciu, śliczny zaczęłam dzisiaj czytać i jest super. Baardzo wciągający.
    Kiedy będzie następny? c;

    OdpowiedzUsuń