Liz's
POV
Po
tym, jak spotkałam Justina na korytarzu, wracając z Dr. Romers z
izolatki, nie potrafiłam zebrać myśli. Leżałam na łóżku już
moim pokoju, patrzyłam w sufit i zastanawiałam się nad tym,
dlaczego tak zareagował na mój widok. Przecież nic wielkiego w
tym, że się pocięłam, że płakałam. W końcu jestem w
psychiatryku, to normalne tutaj. Niestety nie dana mi była
samotność, bo zaledwie kilka minut po obiedzie (na który
oczywiście nie poszłam) do mojego pokoju wleciała, jak burza
Cassie.
-Liiiiiiz! Nie uwierzysz!- wykrzyczała uradowana.
-Dzisiaj mnie już raczej nic nie zdziwi, ale dajesz-odpowiedziałam.
-Dzisiaj o 19 zamiast kolacji odbędzie się mini bal w świetlicy i wszyscy muszą się zjawić bez wyjątku- powiedziała Cass, skacząc jak małe dziecko.
Z niedowierzaniem popatrzyłam na moją przyjaciółkę- C-co? Jaki bal? Nie mam ochoty na żadną zabawę- burknęłam pod nosem.
Cass odwróciła się do mnie twarzą i spojrzała mi w oczy- Liz, czy coś się stało, kochanie?- powiedziała przejęta.
-N-nie Cass, wszystko jest OK, po prostu się nie wyspałam dzisiaj i jestem troszkę zmęczona, ale skoro trzeba tam być, to idziemy.- odpowiedziałam dziewczynie bez entuzjazmu. Oczywiście nie powiedziałam jej tego, co zaszło między mną a Justinem. Im mniej osób wie, tym lepiej.
-To świetnie- Cass podskoczyła i klasnęła w dłonie- to ty idź pod prysznic, a ja pójdę po kosmetyki i inne duperele, będę tu za 15 min.
-OK- powiedziałam tylko i skierowałam się w stronę łazienki.
Gdy spojrzałam w lustro, miałam ochotę krzyczeć. Podkrążone oczy, potargane włosy, blada skóra i napuchnięte wargi od przygryzania ich ze zdenerwowania. Weszłam pod prysznic i puściłam strumień gorącej wody, który przyniósł mi ogromną ulgę. Umyłam dokładnie swoje ciało i włosy, osuszyłam swoje ciało ręcznikiem i ubrana w cienki szlafroczek weszłam do pokoju, gdzie na łóżku czekała już na mnie Cassie.
-Wreszcie dziewczyno, ile można na Ciebie czekać? - powiedziała Cass, wyrzucając ręce w powietrze.
-Przepraszam, zasiedziałam się pod prysznicem.- odpowiedziałam spokojnie.
-Nieważne, siadaj. Strój już ci wybrałam, teraz tylko fryzura i makijaż.-powiedziała rozentuzjazmowana dziewczyna.
-OK. - powiedziałam tylko i usiadłam naprzeciwko niej na łóżku.
Po około godzinie nakładania na moją twarz pudru, cieni, tuszy, szminek i innych kosmetyków, oraz suszenia, prostowania i robienia bóg wie czego z moimi włosami Cass stwierdziła, że jestem gotowa. Przebrałam się w strój, który dziewczyna mi przygotowała, po tym podeszłam do lustra w rogu pokoju, aby zobaczyć całkowity efekt pracy, mojej kochanej przyjaciółki. Muszę przyznać, że efekt był zadziwiający. Moje włosy proste, jak struny opadały na moje ramiona, makijaż był dosyć mocny, ale nie wyzywający. Czarne kreski eyelinerem, lekko różowe policzki i czerwone usta. Ubrana byłam w szarą, zwykłą koszulkę z rękawami 3/4, czerwona rozkloszowana spódniczka przed kolano i czarne buty na obcasie. Postanowiłam do tego dodać srebrne bransoletki, które zakryły moją nową ranę. Teraz jestem w 100% gotowa. Spojrzałam na zegarek, była 18:35 co oznacza, że mam jeszcze 25 minut. Cass, wyszła po tym jak mnie wyszykowała, mówiąc, że sama musi się ogarnąć. Postanowiłam, że pooglądam sobie TV, więc wzięłam do ręki pilot i usiadłam na łóżku włączając telewizor. Nie minęło 5 min, g usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Powiedziałam ledwo słyszalnie proszę i wstałam z łóżka.
Justin's POV
Wszedłem do jej pokoju i to co zobaczyłem było nie do opisania. Liz stała przede mną ubrana w czerwoną spódniczkę, szarą bluzkę i szpilki. Zabrakło mi języka, była piękna. Nie mogłem nic z siebie wydusić. Po prostu tam stałem i patrzyłem na nią jak kretyn.
-J-justin ? -wyjąkała. -Co ty tutaj robisz?
-J-jaa, przyszedłem porozmawiać- odpowiedziałem łamiącym się głosem.
-My chyba nie mamy o czym ze sobą rozmawiać- odparła Liz nieco pewniejszym tonem głosu.
-Liz ja....- próbowałem coś powiedzieć, lecz nie dała mi dokończyć.
-Nie, Justin, pokazałeś co chciałeś, teraz daj mi święty spokój.-powiedziała dosadnie Liz.
-Liz zrozum, ja nie chciałem, nie chciałem doprowadzić cię do takiego stanu.- powiedziałem.
-Jakiego kurwa stanu?- Liz podniosła głos.- Człowieku, siedzę tu od 1.5 roku i robię to na porządku dziennym.-wykrzyczała.
-Ale wiem, że do izolatki nie trafiałaś na porządku dziennym. Kurwa Liz, przepraszam, OKEJ? Przepraszam kurwa.- również podniosłem głos.
-Na nic mi tu twoje jebane przeprosiny, spierdalaj mi z oczu.- krzyknęła,wskazując palcem na drzwi. Nie chcąc jej denerwować zrobiłem to, o co mnie prosiła.
Idąc korytarzem spojrzałem na zegarek, była 18:58, za dwie minuty zaczyna się kinder bal. Skierowałem się więc w stronę świetlicy. Po około minucie byłem na miejscu. Otworzyłem drzwi świetlicy i to, co zobaczyłem po drugiej stronie nieco mnie zszokowało. Wokół sali rozstawione były stoliki, na wprost od wejścia zrobili prowizoryczny bar, a pośrodku świetlicy parkiet do tańca.
Przypominało to bardziej jakiś club niż bal ale cóż.
Usiadłem przy jednym ze stolików i poprosiłem o drinka, bezalkoholowego oczywiście, w końcu to dalej jest psychiatryk. Chwilę później na sali pojawiła się Liz i Cassie. Liz spojrzała w moją stronę lecz gdy zauważyła, że na nią patrze, jak najszybciej odwróciła wzrok. Westchnąłem i wróciłem do picia „drinka”.
Siedziałem tak już chyba z dwie godziny i obserwowałem Liz. Dziewczyna teraz siedziała przy stoliku z tym kolesiem, na którego wpadłem zeszłego wieczoru. Spoglądając na nich zrobiło mi się dziwnie. Siedzieli tam razem, śmiali się, pili drinki. W pewnym momencie koleś wyciągnął coś z kieszeni bluzy i wlał sobie i Liz do kieliszka, po czym szepnął jej coś na ucho. Wtedy zauważyłem, że jest to mała butelka wódki. Z mojego dotychczasowego zajęcia wyrwał mnie czyiś głos.
-Justin, Hey- powiedział ktoś.
Odwróciłem się w stronę tej osoby- O Hey Cassie, co słychać? – zapytałem.
-A w porządku, szukam tak jakby towarzystwa, bo Liz jest jak widać trochę zajęta Dannym.
-Zauważyłem- mruknąłem pod nosem.- Więc siadaj, jak widzisz nie dobijają się do mnie tłumy- uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny.
-Ummm... Dzięki- powiedziała Cassie, oddając uśmiech.
Rozmawiałem tak z Cassie już dłuższą chwilę, gdy nagle zauważyłem, że ten mięśniak łapie Liz za rękę i wyprowadza ze świetlicy. Zaniepokoiło mnie to trochę, więc przeprosiłem na chwilę Cassie i postanowiłem iść za nimi. Gdy przecisnąłem się przez ludzi i wyszedłem z pomieszczenia ich już nie było. Stałem tak sam w pustym i cichym korytarzu nie wiedząc co mam robić , gdy nagle usłyszałem cichy krzyk i płacz. Mając złe przeczucia, natychmiast puściłem się biegiem w stronę, z której dochodziły odgłosy. Po chwili doszedłem do drzwi jakiegoś pokoju. Zza drzwi dochodził szloch, który na 100% należał do Liz. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej z impetem wszedłem do pokoju.
-Co tu się kurwa dzieje?!- krzyknąłem i wtedy zobaczyłem Liz skuloną na łóżku w samej bieliźnie z siniakiem na policzku i Dannego, który stał w samych bokserkach koło łóżka.
-Spierdalaj, dzieciaku- warknął Danny- Nie widzisz, kurwa? Jestem zajęty.
-Odsuń się, kurwa od niej kutasie, bo cię zabije- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
W tym momencie poczułem uderzenie i smak krwi na wargach.
Liz's POV
Leżałam tak na łóżku, nie mogąc nic zrobić, bo moje poprzednie próby ucieczki skończyły się na tym, że dostałam z pięści w twarz. Leżałam tak bezczynnie, płakałam i pozwalałam mu ściągać z siebie kolejne części garderoby. Nagle usłyszałam huk, a do pokoju w targnął Justin, Danny automatycznie odskoczył ode mnie.
-Co tu się kurwa dzieje?!- krzyknął Justin.
-Spierdalaj, dzieciaku- warknął Danny- Nie widzisz, kurwa? Jestem zajęty.
-Odsuń się, kurwa od niej kutasie, bo cię zabije- wysyczał Justin przez zaciśnięte zęby.
Następne co zobaczyłam to pięść Dannego, zderzająca się z twarzą Justina. Jednak ten nie był mu dłużny. Po chwili obaj chłopcy toczyli zawziętą walkę. Justin wygrywał pomimo tego, że był dużo niższy i mniej zbudowany niż Danny. Widać było, że zna się na rzeczy. W pewnym momencie Justin rzucił Dannym o ścianę, ten zderzył się z nią i osunął po niej nieprzytomny.
W tej chwili podbiegł do mnie Justin.
-Liz, wszystko w porządku? - wysapał chłopak
-T-tak, jest okej, dziękuję- wychrypiałam. Nawet nie zauważyłam, że dalej płaczę.
-Liz proszę nie płacz, ten palant cię już nie dotknie. Obiecuję.- zapewnił Justin.
-D-dobrze – powiedziałam łamiącym się głosem i po chwili wybuchłam płaczem.
Nagle poczułam, jak wokół moich ramion obwijają się ręce chłopaka. Justin przyciągnął mnie do swojego torsu, ja zaś wtuliłam głowę w jego obojczyk i pozwoliłam lecieć łzom.
-Proszę, nie płacz Shawty- szepnął mi Jus do ucha, mimowolnie uśmiechnęłam się przez łzy, bo nikt nigdy do mnie tak nie mówi. Tylko on.- Chodź, zabiorę cię do twojego pokoju. Po tych słowach odsunął mnie od siebie, po czym owinął mnie kocem i zaprowadził do wyjścia. Szliśmy tak w milczeniu przez puste korytarze szpitala, gdyż wszyscy w dalszym ciągu byli na balu. Po kilku chwilach doszliśmy do mojego pokoju. Justin przepuścił mnie w drzwiach, po czym wszedł za mną i zamknął drzwi.
-Ja pójdę się umyć- powiedziałam cicho.
-Dobrze- pokiwał głową.
W łazience spojrzałam w lustro, mój makijaż był kompletnie rozmazany od łez, moje włosy były poplątane, a moje ubrania? One zostały w pokoju Dannego- miałam na sobie koc i bieliznę. Postanowiłam wziąć prysznic, ponieważ czułam się brudna.
Po około 30 minutach bez makijażu, ubrana w szare dresy i T-shirt, z włosami związanymi w luźnego koka wyszłam z łazienki. Ku mojemu zdziwieniu Justin nadal siedział na moim łóżku w koszuli poplamionej krwią i kilkoma siniakami na twarzy. Poza tym nic mu nie było.
-Justin, ja.. -zaczęłam, lecz chłopak mi przerwał.
-Nie, Liz, posłuchaj mnie, wcześniej nie dałaś mi szansy nic powiedzieć, to teraz proszę cię byś mi ją dała. -powiedział chłopak. Na co ja tylko kiwnęłam głową.- Więc, przepraszam, nie wiem za bardzo jak to powiedzieć, bo nigdy nikogo nie przepraszałem, ale strasznie mi przykro z powodu tego co się stało i nie mówię tu tylko o dzisiejszym wieczorze, mówię też o wczorajszym. Jest mi naprawdę przykro z powodu tego wszystkiego. I przepraszam, że cię zraniłem, nie chciałem tego, a dzisiejsza sytuacja to wszystko potwierdziła.-kończąc to zdanie chłopak spojrzał mi w oczy.
Ja nic nie mówiąc podeszłam do niego i najzwyczajniej w świecie przytuliłam się do niego z całych sił. Nie pytajcie mnie, dlaczego tak postąpiłam, bo nie wiem. Po prostu czułam, że muszę to zrobić.
Lekko zaskoczony tym ruchem Justin objął mnie ramieniem i przytulił do siebie jeszcze mocniej.
-Wiem i ja też przepraszam, nie powinnam była na Ciebie tak najeżdżać – powiedziałam łamiącym się głosem. Poczułam, jak słona substancja napływa mi do oczu.
-Shhh, Liz już w porządku , będzie dobrze. - pocieszał mnie Justin.
Ja nic już nie mówiąc zamknęłam oczy i pozwoliłam łzom dalej lecieć. Tak wtulona w Justina, nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
-Liiiiiiz! Nie uwierzysz!- wykrzyczała uradowana.
-Dzisiaj mnie już raczej nic nie zdziwi, ale dajesz-odpowiedziałam.
-Dzisiaj o 19 zamiast kolacji odbędzie się mini bal w świetlicy i wszyscy muszą się zjawić bez wyjątku- powiedziała Cass, skacząc jak małe dziecko.
Z niedowierzaniem popatrzyłam na moją przyjaciółkę- C-co? Jaki bal? Nie mam ochoty na żadną zabawę- burknęłam pod nosem.
Cass odwróciła się do mnie twarzą i spojrzała mi w oczy- Liz, czy coś się stało, kochanie?- powiedziała przejęta.
-N-nie Cass, wszystko jest OK, po prostu się nie wyspałam dzisiaj i jestem troszkę zmęczona, ale skoro trzeba tam być, to idziemy.- odpowiedziałam dziewczynie bez entuzjazmu. Oczywiście nie powiedziałam jej tego, co zaszło między mną a Justinem. Im mniej osób wie, tym lepiej.
-To świetnie- Cass podskoczyła i klasnęła w dłonie- to ty idź pod prysznic, a ja pójdę po kosmetyki i inne duperele, będę tu za 15 min.
-OK- powiedziałam tylko i skierowałam się w stronę łazienki.
Gdy spojrzałam w lustro, miałam ochotę krzyczeć. Podkrążone oczy, potargane włosy, blada skóra i napuchnięte wargi od przygryzania ich ze zdenerwowania. Weszłam pod prysznic i puściłam strumień gorącej wody, który przyniósł mi ogromną ulgę. Umyłam dokładnie swoje ciało i włosy, osuszyłam swoje ciało ręcznikiem i ubrana w cienki szlafroczek weszłam do pokoju, gdzie na łóżku czekała już na mnie Cassie.
-Wreszcie dziewczyno, ile można na Ciebie czekać? - powiedziała Cass, wyrzucając ręce w powietrze.
-Przepraszam, zasiedziałam się pod prysznicem.- odpowiedziałam spokojnie.
-Nieważne, siadaj. Strój już ci wybrałam, teraz tylko fryzura i makijaż.-powiedziała rozentuzjazmowana dziewczyna.
-OK. - powiedziałam tylko i usiadłam naprzeciwko niej na łóżku.
Po około godzinie nakładania na moją twarz pudru, cieni, tuszy, szminek i innych kosmetyków, oraz suszenia, prostowania i robienia bóg wie czego z moimi włosami Cass stwierdziła, że jestem gotowa. Przebrałam się w strój, który dziewczyna mi przygotowała, po tym podeszłam do lustra w rogu pokoju, aby zobaczyć całkowity efekt pracy, mojej kochanej przyjaciółki. Muszę przyznać, że efekt był zadziwiający. Moje włosy proste, jak struny opadały na moje ramiona, makijaż był dosyć mocny, ale nie wyzywający. Czarne kreski eyelinerem, lekko różowe policzki i czerwone usta. Ubrana byłam w szarą, zwykłą koszulkę z rękawami 3/4, czerwona rozkloszowana spódniczka przed kolano i czarne buty na obcasie. Postanowiłam do tego dodać srebrne bransoletki, które zakryły moją nową ranę. Teraz jestem w 100% gotowa. Spojrzałam na zegarek, była 18:35 co oznacza, że mam jeszcze 25 minut. Cass, wyszła po tym jak mnie wyszykowała, mówiąc, że sama musi się ogarnąć. Postanowiłam, że pooglądam sobie TV, więc wzięłam do ręki pilot i usiadłam na łóżku włączając telewizor. Nie minęło 5 min, g usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Powiedziałam ledwo słyszalnie proszę i wstałam z łóżka.
Justin's POV
Wszedłem do jej pokoju i to co zobaczyłem było nie do opisania. Liz stała przede mną ubrana w czerwoną spódniczkę, szarą bluzkę i szpilki. Zabrakło mi języka, była piękna. Nie mogłem nic z siebie wydusić. Po prostu tam stałem i patrzyłem na nią jak kretyn.
-J-justin ? -wyjąkała. -Co ty tutaj robisz?
-J-jaa, przyszedłem porozmawiać- odpowiedziałem łamiącym się głosem.
-My chyba nie mamy o czym ze sobą rozmawiać- odparła Liz nieco pewniejszym tonem głosu.
-Liz ja....- próbowałem coś powiedzieć, lecz nie dała mi dokończyć.
-Nie, Justin, pokazałeś co chciałeś, teraz daj mi święty spokój.-powiedziała dosadnie Liz.
-Liz zrozum, ja nie chciałem, nie chciałem doprowadzić cię do takiego stanu.- powiedziałem.
-Jakiego kurwa stanu?- Liz podniosła głos.- Człowieku, siedzę tu od 1.5 roku i robię to na porządku dziennym.-wykrzyczała.
-Ale wiem, że do izolatki nie trafiałaś na porządku dziennym. Kurwa Liz, przepraszam, OKEJ? Przepraszam kurwa.- również podniosłem głos.
-Na nic mi tu twoje jebane przeprosiny, spierdalaj mi z oczu.- krzyknęła,wskazując palcem na drzwi. Nie chcąc jej denerwować zrobiłem to, o co mnie prosiła.
Idąc korytarzem spojrzałem na zegarek, była 18:58, za dwie minuty zaczyna się kinder bal. Skierowałem się więc w stronę świetlicy. Po około minucie byłem na miejscu. Otworzyłem drzwi świetlicy i to, co zobaczyłem po drugiej stronie nieco mnie zszokowało. Wokół sali rozstawione były stoliki, na wprost od wejścia zrobili prowizoryczny bar, a pośrodku świetlicy parkiet do tańca.
Przypominało to bardziej jakiś club niż bal ale cóż.
Usiadłem przy jednym ze stolików i poprosiłem o drinka, bezalkoholowego oczywiście, w końcu to dalej jest psychiatryk. Chwilę później na sali pojawiła się Liz i Cassie. Liz spojrzała w moją stronę lecz gdy zauważyła, że na nią patrze, jak najszybciej odwróciła wzrok. Westchnąłem i wróciłem do picia „drinka”.
Siedziałem tak już chyba z dwie godziny i obserwowałem Liz. Dziewczyna teraz siedziała przy stoliku z tym kolesiem, na którego wpadłem zeszłego wieczoru. Spoglądając na nich zrobiło mi się dziwnie. Siedzieli tam razem, śmiali się, pili drinki. W pewnym momencie koleś wyciągnął coś z kieszeni bluzy i wlał sobie i Liz do kieliszka, po czym szepnął jej coś na ucho. Wtedy zauważyłem, że jest to mała butelka wódki. Z mojego dotychczasowego zajęcia wyrwał mnie czyiś głos.
-Justin, Hey- powiedział ktoś.
Odwróciłem się w stronę tej osoby- O Hey Cassie, co słychać? – zapytałem.
-A w porządku, szukam tak jakby towarzystwa, bo Liz jest jak widać trochę zajęta Dannym.
-Zauważyłem- mruknąłem pod nosem.- Więc siadaj, jak widzisz nie dobijają się do mnie tłumy- uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny.
-Ummm... Dzięki- powiedziała Cassie, oddając uśmiech.
Rozmawiałem tak z Cassie już dłuższą chwilę, gdy nagle zauważyłem, że ten mięśniak łapie Liz za rękę i wyprowadza ze świetlicy. Zaniepokoiło mnie to trochę, więc przeprosiłem na chwilę Cassie i postanowiłem iść za nimi. Gdy przecisnąłem się przez ludzi i wyszedłem z pomieszczenia ich już nie było. Stałem tak sam w pustym i cichym korytarzu nie wiedząc co mam robić , gdy nagle usłyszałem cichy krzyk i płacz. Mając złe przeczucia, natychmiast puściłem się biegiem w stronę, z której dochodziły odgłosy. Po chwili doszedłem do drzwi jakiegoś pokoju. Zza drzwi dochodził szloch, który na 100% należał do Liz. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej z impetem wszedłem do pokoju.
-Co tu się kurwa dzieje?!- krzyknąłem i wtedy zobaczyłem Liz skuloną na łóżku w samej bieliźnie z siniakiem na policzku i Dannego, który stał w samych bokserkach koło łóżka.
-Spierdalaj, dzieciaku- warknął Danny- Nie widzisz, kurwa? Jestem zajęty.
-Odsuń się, kurwa od niej kutasie, bo cię zabije- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
W tym momencie poczułem uderzenie i smak krwi na wargach.
Liz's POV
Leżałam tak na łóżku, nie mogąc nic zrobić, bo moje poprzednie próby ucieczki skończyły się na tym, że dostałam z pięści w twarz. Leżałam tak bezczynnie, płakałam i pozwalałam mu ściągać z siebie kolejne części garderoby. Nagle usłyszałam huk, a do pokoju w targnął Justin, Danny automatycznie odskoczył ode mnie.
-Co tu się kurwa dzieje?!- krzyknął Justin.
-Spierdalaj, dzieciaku- warknął Danny- Nie widzisz, kurwa? Jestem zajęty.
-Odsuń się, kurwa od niej kutasie, bo cię zabije- wysyczał Justin przez zaciśnięte zęby.
Następne co zobaczyłam to pięść Dannego, zderzająca się z twarzą Justina. Jednak ten nie był mu dłużny. Po chwili obaj chłopcy toczyli zawziętą walkę. Justin wygrywał pomimo tego, że był dużo niższy i mniej zbudowany niż Danny. Widać było, że zna się na rzeczy. W pewnym momencie Justin rzucił Dannym o ścianę, ten zderzył się z nią i osunął po niej nieprzytomny.
W tej chwili podbiegł do mnie Justin.
-Liz, wszystko w porządku? - wysapał chłopak
-T-tak, jest okej, dziękuję- wychrypiałam. Nawet nie zauważyłam, że dalej płaczę.
-Liz proszę nie płacz, ten palant cię już nie dotknie. Obiecuję.- zapewnił Justin.
-D-dobrze – powiedziałam łamiącym się głosem i po chwili wybuchłam płaczem.
Nagle poczułam, jak wokół moich ramion obwijają się ręce chłopaka. Justin przyciągnął mnie do swojego torsu, ja zaś wtuliłam głowę w jego obojczyk i pozwoliłam lecieć łzom.
-Proszę, nie płacz Shawty- szepnął mi Jus do ucha, mimowolnie uśmiechnęłam się przez łzy, bo nikt nigdy do mnie tak nie mówi. Tylko on.- Chodź, zabiorę cię do twojego pokoju. Po tych słowach odsunął mnie od siebie, po czym owinął mnie kocem i zaprowadził do wyjścia. Szliśmy tak w milczeniu przez puste korytarze szpitala, gdyż wszyscy w dalszym ciągu byli na balu. Po kilku chwilach doszliśmy do mojego pokoju. Justin przepuścił mnie w drzwiach, po czym wszedł za mną i zamknął drzwi.
-Ja pójdę się umyć- powiedziałam cicho.
-Dobrze- pokiwał głową.
W łazience spojrzałam w lustro, mój makijaż był kompletnie rozmazany od łez, moje włosy były poplątane, a moje ubrania? One zostały w pokoju Dannego- miałam na sobie koc i bieliznę. Postanowiłam wziąć prysznic, ponieważ czułam się brudna.
Po około 30 minutach bez makijażu, ubrana w szare dresy i T-shirt, z włosami związanymi w luźnego koka wyszłam z łazienki. Ku mojemu zdziwieniu Justin nadal siedział na moim łóżku w koszuli poplamionej krwią i kilkoma siniakami na twarzy. Poza tym nic mu nie było.
-Justin, ja.. -zaczęłam, lecz chłopak mi przerwał.
-Nie, Liz, posłuchaj mnie, wcześniej nie dałaś mi szansy nic powiedzieć, to teraz proszę cię byś mi ją dała. -powiedział chłopak. Na co ja tylko kiwnęłam głową.- Więc, przepraszam, nie wiem za bardzo jak to powiedzieć, bo nigdy nikogo nie przepraszałem, ale strasznie mi przykro z powodu tego co się stało i nie mówię tu tylko o dzisiejszym wieczorze, mówię też o wczorajszym. Jest mi naprawdę przykro z powodu tego wszystkiego. I przepraszam, że cię zraniłem, nie chciałem tego, a dzisiejsza sytuacja to wszystko potwierdziła.-kończąc to zdanie chłopak spojrzał mi w oczy.
Ja nic nie mówiąc podeszłam do niego i najzwyczajniej w świecie przytuliłam się do niego z całych sił. Nie pytajcie mnie, dlaczego tak postąpiłam, bo nie wiem. Po prostu czułam, że muszę to zrobić.
Lekko zaskoczony tym ruchem Justin objął mnie ramieniem i przytulił do siebie jeszcze mocniej.
-Wiem i ja też przepraszam, nie powinnam była na Ciebie tak najeżdżać – powiedziałam łamiącym się głosem. Poczułam, jak słona substancja napływa mi do oczu.
-Shhh, Liz już w porządku , będzie dobrze. - pocieszał mnie Justin.
Ja nic już nie mówiąc zamknęłam oczy i pozwoliłam łzom dalej lecieć. Tak wtulona w Justina, nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Od autorki: Przepraszam, jestem leniwym człowieczkiem.
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńcieszę się, że się podoba!
UsuńNareszcie ;-) świetny jak zwykle kiedy planujesz dodać następny ?? ;-)
OdpowiedzUsuńNo własne jest mały problem, bo jedna autorka wyjechała, a ja wyjeżdżam zaraz po tym, jak ona wróci, więc nie wiem...
UsuńTo jest poprostu...genialne! Nie wiem jak mozna to opisac zeby ci uswiadomic jak jestes zdolna. Z niecierpliwością bede czekac na następny rozdział. A i jeszcze Bardzo Ci Dziekuje, nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie Twoja praca ♥
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń