niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 6

Budząc się rano poczułam czyjeś silne ramiona owinięte wokół mojej talii.
W momencie, w którym miałam zacząć krzyczeć przypomniałam sobie o wydarzeniach zeszłego wieczora. Obróciłam się twarzą do śpiącego w najlepsze obok mnie Justina.
W śnie był taki słodki i bezbronny. Postanowiłam go nie budzić i zostać w łóżku dopóki  się nie obudzi. Jednak po kilku sekundach beztroskiej ciszy drzwi do mojego pokoju otwarły się z impetem i do pokoju wpadła Cassie.
-Liz, kurwa nie uwie...- urwała patrząc na mnie i Justina, który pod wpływem jej krzyku obudził się.
-Ummm...eee... Hey Cassie- odparłam zakłopotana drapiąc się w tył głowy.
-Widzę, że przyszłam w nie odpowiednim momencie- odpowiedziała Cass. - To może
 ja przyjdę później.-nie czekając na odpowiedz, wyszła.
Obróciłam się w stronę Justina, który najwidoczniej nie bardzo wiedział o co chodzi.
-Hey, Liz- mruknął zaspany chłopak.- Co to było to przed chwilą ?- zapytał.
-Hey, Justin- odpowiedziałam.- Umm... to była Cass, która bóg wie czego chciała,
ona tak ma.
-Ahhaaa- przeciągnął chłopak, po czym opadł z powrotem na poduszki.
-O nie, nie mój drogi -powiedziałam szturchając Justina.- Ty wstajesz i idziesz do siebie, a ja idę pod prysznic.
-No ale - Lizzzzz,Jus przeciągnął moje imię. - Jeszcze 5 minut
 -Nie, za pół godziny jest śniadanie, a ja wyglądam jak siedem nieszczęść- stwierdziłam stanowczo.
-No, dobra.- Justin wstał i skierował się w stronę drzwi.- A i Liz..?
-Taak ?
-Wcale nie wyglądasz jak siedem nieszczęść, wyglądasz słodko.- Po tych słowach uśmiechnął się i wyszedł.
Zaraz po wyjściu Justina skierowałam się w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi, rozebrałam dres i spojrzałam w lustro. Moje włosy były całe potargane, a oczy opuchnięte od płaczu, krótko mówiąc wyglądałam strasznie. Po chwili stałam pod strumieniem ciepłej wody
i wcierałam w ciało mój ulubiony kokosowy żel pod prysznic. Po ok. 10 minutach wyszłam z pod prysznica wytarłam się puchowym białym ręcznikiem i zaczęłam suszyć moje długie włosy. Po wysuszeniu włosów nałożyłam lekki makijaż i ubrałam zwykłe jeansowe rurki, białą bokserkę i kamizelkę z jeansu. Gotowa wyszłam z łazienki.
Na zegarku była 7:54, czyli mam 6 minut do śniadania, idealnie.
Weszłam na stołówkę i rozejrzałam się w poszukiwaniu Cass. Po chwili ją znalazłam
i udałam się w stronę przyjaciółki
-Heeej - przywitałam się z uśmiechem na twarzy.
-Hej, skarbie- odpowiedziała z takim samym uśmiechem.- Gdzie Justin ?
-Co?? Ummm.... Ja nie wiem - rozejrzałam się po sali jednak nigdzie go nie było.
-Aha, no bo wiesz po tym co dzisiaj rano zobaczyłam to myślałam, że będziecie tutaj razem.- odpowiedziała z jeszcze większym uśmiechem.
-Co ? Czemu ? - zapytałam rozkojarzona, ponieważ nigdzie nie widziałam chłopaka.-Niee, Cass to nie tak.
-Taaaak?- dziewczyna przeciągnęła a. -A jak ?
-No wczoraj wieczorem po balu Justin odprowadził mnie do pokoju i zaproponowałam mu żeby wszedł to pogadamy. Zasiedzieliśmy się, a potem oboje usnęliśmy.-Opowiedziałam jej. Nie powiem jej jak było naprawdę, nie chcę żeby ktokolwiek oprócz mnie, Justina i Dannego wiedział co wczoraj miało miejsce. Źle się z tym czuję bo znowu  okłamuję Cassie ale myślę, że tak będzie lepiej.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie czyjś krzyk. -Pomocy, tam ktoś leży cały we krwi!!
O mój boże ? co ? W tym momencie przypomniało mi się, że Justina nie ma na sali.

JustinPOV:

Po tym jak opuściłem pokój Liz, poszedłem do siebie. Odświeżyłem się, przebrałem
i poszedłem na śniadanie. Po drodze niestety czekała na mnie niezbyt miła niespodzianka.
A mianowicie, Danny. Stał w korytarzu z tym swoim ironicznym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
-Proszę, proszę nasz obrońca małych dziwek, pan Bieber idzie.- powiedział śmiejąc się.
-Spierdalaj, Danny i jej tak kurwa nie nazywaj!- warknąłem przez zaciśnięte zęby.
-Bo co, Bieber?- Zrobisz mi coś ? -Kpił ze mnie.
-Nie chcesz kurwa wiedzieć, a teraz spierdalaj mi z oczu kutasie.- wysyczałem, w tym momencie Danny podszedł do mnie, złapał za koszulkę i przyparł do ściany.
-Posłuchaj mnie mały skurwielu- wysyczał.- Już ci ostatnio kurwa mówiłem, że masz
się do mnie tak nie odzywać bo to się dla Ciebie źle skończy.
-Jesteś kurwa śmieszny- splunąłem. I w tym momencie poczułem jak jego ręka ląduje
na mojej szczęce. - Teraz kurwa przegiąłeś.- warknąłem i z całej siły uderzyłem
go w twarz.
Chłopak lekko się zachwiał i mnie puścił. Ja w tym czasie wpadłem w istną furię
i rzuciłem się na niego, przyparłem do ściany i z całej siły kopnąłem go z kolana
w brzuch. Ten się zgiął i upadł na ziemie. Zacząłem go kopać, wykrzykując- To za nazwanie Liz dziwką, to za bycie nie miłym w stosunku do mnie, ten za położenie łap
na Liz, a ten za bycie chujem. Po tym ostatnim zatrzymałem się i spojrzałem na niego. Leżał przede mną cały we krwi i  nieprzytomny na podłodze. Zostawiłem go tak leżącego
i poszedłem do swojego pokoju przebrać buty bo niestety dzisiaj wybrałem swoje ulubione białe Supry, które teraz były całe we krwi. Mam nadzieję, że to go czegoś nauczy i nie dotknie Liz, ani się do mnie nie odezwie. Wróciłem do swojego pokoju
i na zegarku była 8:28 czyli śniadanie się zaraz kończy i nie opłaca mi się tam iść. Wkurwiony jeszcze bardziej, że przez niego mogłem zniszczyć moje ulubione buty poszedłem je umyć do łazienki.

LizPOV:

Ludzie na stołówce wpadli w panikę i zaczęli wybiegać z sali żeby zobaczyć co się stało. Ja z Cass również poderwałyśmy się ze swoich miejsc i jako jedne z pierwszych wybiegłyśmy z sali. Zaraz za zakrętem zauważyliśmy kilku lekarzy pochylających się nad czyimś ciałem. W chwili, w której lekarze podnieśli osobę na noszach zauważyłam kim był. - Danny- szepnęłam. Jakaś dziewczyna pobiegła w stronę lekarzy z krzykiem
i płaczem. Ci ją jednak przytrzymali i odciągnęli od Dannego. Wtedy usłyszałam
jak lekarz mówi do niej : Przykro mi Mandy, on nie żyje. Dziewczyna wpadła w szał zaczęła krzyczeć, płakać, wyrywać się lekarzom. Nagle poczułam się jak by coś we mnie uderzyło, a po głowie chodziły mi słowa lekarza "on nie żyje."W tej chwili przypomniałam sobie o czymś, a raczej o kimś. JUSTIN. Natychmiast się zerwałam
i pobiegłam w stronę jego pokoju, nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać.
Nie były to łzy smutku z powodu śmierci Dannego tylko z obawy kto mu to zrobił.
Po chwili byłam już pod drzwiami chłopaka. Zapukałam i po chwili usłyszałam pozwolenie na wejście. Weszłam do środka i zauważyłam Justina wychodzącego
z łazienki.
-Co jest ?- powiedział chłopak i spojrzał na mnie. - Liz, dlaczego płaczesz- zapytał dziwnym głosem, po czy podszedł do mnie.
-J-justin, czy ty po tym jak wyszedłeś ode mnie byłeś cały czas tutaj ?- zapytałam pociągając nosem.
-Nie.- odpowiedział nie wiedząc o co chodzi.- Dlaczego płaczesz Liz?
Ponownie zignorowałam jego pytanie i zadałam następne.- A czy jak nie było cię
w pokoju widziałeś się z Dannym?
- Tak, widziałem.-odpowiedział nieco wkurzony.-  Ale słuchaj Liz, jeżeli on ci coś powiedział, bądź ci groził to nie martw się on ci nic nie zrobi.
-Justin, on mi nic nie powiedział. On nie żyje. - wyszeptałam i spojrzałam na niego.
Jego oczy pociemniały i wszystkie mięśnie napięły był zły i to bardzo. -Justin dlaczego? Dlaczego go zabiłeś ?- zapytałam już normalnym tonem.
-Jak to  go kurwa  zabiłem?- krzyknął.- Szedłem korytarzem i on się do mnie przyjebał, zaczął cię obrażać i wyśmiewać się ze mnie, po czym mnie uderzył. Ja wtedy wpadłem
w furię, powaliłem go na ziemie i zacząłem kopać. Ale go kurwa nie chciałem zabić- dalej wrzeszczał.
-Justin, uspokój się- podniosłam głos.
-Jak ja się mam do kurwy uspokoić? - wrzasnął, że aż podskoczyłam.
-JUSTIN DO CHOLERY, USPOKÓJ SIĘ I USIĄDŹ!- wydarłam się na chłopaka.
Co było błędem, Justin był wściekły. Z jego oczu ciskały pioruny. Podszedł do mnie szybkim krokiem i przyparł do ściany, przycisnął swoje ciało do mojego. Wystraszyłam się, a w oczach stanęły mi łzy. Był naprawdę wściekły, a ja go wkurzyłam jeszcze bardziej.
-Nie mów mi kurwa co mam robić, suko.- wysyczał mi w twarz.
-Justin ja...- próbowałam coś powiedzieć jednak on mi przerwał.
-ZAMKNIJ SIĘ, KURWA. NIE POZWOLIŁEM CI ZABRAĆ GŁOSU- wrzasnął
na mnie i przycisnął mocniej do ściany. Pisnęłam bo brakowało mi powietrza.
-Jus-stin, proszę, nie-nie mogę oddychać- ledwo wyszeptałam.
-POWIEDZIAŁEM CI SUKO, ŻE MASZ SIĘ NIEPROSZONA NIE ODZYWAĆ- wrzasnął ponownie.Oderwał nasze ciała od ściany i cisnął mną na drugi koniec pokoju. Gdzie odbiłam się od ściany i upadłam na podłogę. Jeżeli wtedy się bałam to teraz byłam przerażona. Jeszcze nigdy nie widziałam Justina w takim stanie. Skuliłam się w kącie pokoju schowałam głowę między kolanami i zaczęłam szlochać. Po chwili poczułam jak moje ciało się podnosi i napotykam wściekły wzrok Justina.
-I NA CHUJ PŁACZESZ, SZMATO ? CO BRAKUJE CI TEGO FRAJERA? A MOŻE CI SIĘ KURWA WCZORAJ PODOBAŁO, HUH?! - Dalej wściekły chłopak wykrzyczał mi w twarz. Jego słowa zabolały jak jasna cholera. Jednak musiałam być wyrozumiała.
W końcu to psychiatryk i Justin nie jest tu na wakacjach.
-ZADAŁEM CI KURWA PYTANIE, MOŻE BYŚ ODPWIEDZIAŁA,JAK PYTAM. - wrzasnął. I w tym momencie coś we mnie pękło. Tego było za wiele nagle cały strach odszedł a ja poczułam zastrzyk pewności siebie.
-NIE KURWA NIE PŁACZE BO ŻAŁUJE DANNEGO TYLKO DLATEGO, ŻE SIĘ KURWA MARTWIĘ CO MOŻE CI ZA TO GROZIĆ, POJEBIE.- wydarłam się na całe gardło. Wtedy poczułam straszne pieczenie policzka. Justin mnie uderzył.
-Mówiłem ci, że masz się do mnie zwracać z szacunkiem i nie podnosić na mnie kurwa głosu.- wysyczał.- Jestem Justin Drew Bieber i takie małe suki jak ty. Nie mają jebanego prawa tak się do mnie zwracać bo czeka je kara. Ty dostałaś na razie tylko upomnienie
i sobie je kurwa weź do serca.
Po tych słowach odepchnął mnie od siebie, że upadłam na podłogę i wyszedł z pokoju trzaskając z całej siły drzwiami. Moja cała pewność siebie odeszła tak szybko jak się pojawiła. Justin poszedł bóg wie gdzie i bóg wie co teraz zrobi kiedy jest w takim stanie.
Możecie powiedzieć, że jest ze mną coś nie tak, no w sumie to jest bo nie bez powodu jestem tu gdzie jestem. Ale postanowiłam poczekać na niego tutaj. Wiedziałam,
że nie był sobą, że był w amoku i nie wiedział co robi i co mówi. Wiem, że to żadne usprawiedliwienie ale ciekawi mnie to dlaczego jest taki bipolarny. No bo wczoraj pocieszał mnie, przytulał i w ogóle. A dzisiaj nawrzeszczał na mnie, wyzwał i uderzył.
I ja Elizabeth Hope Greenwood muszę dowiedzieć się jak najwięcej na temat przeszłości Justina Drew Bieber'a.

JustinPOV:
Trzasnąłem drzwiami i szedłem korytarzem, kipiałem ze złości. Nie obchodziło mnie teraz nic. Nie wiem gdzie szedłem i po co. Po prostu musiałem wyjść. Nagle minąłem dwóch ochroniarzy, którzy zjechali mnie wzrokiem i zatrzymali się na moich butach.
Mój wzrok powędrował w dół i przeklnąłem się w duchu. Przez Liz nie zdążyłem umyć butów, na których były ślady krwi tego debila. Jednak ruszyłem dalej.
-Chwileczkę - powiedział jeden z nich.- Nazwisko.
-Bieber.- warknąłem.
-Co tu robisz i dlaczego masz krew na butach ? - zapytał drugi.
-Idę sobie kurwa, nie można? I chuj cię to obchodzi, może okresu dostałem.- warknąłem ironicznie. Chwilę później obydwaj złapali mnie i ręce z tyłu spieli kajdankami.
-Po pierwsze kolego, ktoś na oddziale zginął, a ty masz krew na butach więc pójdziesz
z nami. A po drugie to nie bądź taki dowcipny.- powiedział sucho jeden z nich.
-Cokolwiek.- odpowiedziałem tylko i poszedłem prowadzony przez nich bóg wie gdzie.

Od autorki : Hej, przepraszam, że tak późno. Następny postaram się dodać szybciej.
I mam jedną małą prośbę, a mianowicie osoby, które to czytają niech zostawią komentarz. Z góry Dziękuję.

4 komentarze:

  1. uhuhuh to się porobiło... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału xx

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest swietne. Jestem ciekawa czy dowiedzą sie że to on i co mu za to zrobią. Czekam na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. UWIELBIAM <33 ! I czekam na następny nie jest taki monotonny jak wszytkie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Shawty i Pati, zajebiste są te opowiadania. Shawty, 6 chyba najlepszy. :*

    Pozdroooo ;D
    Prywatny i Anonimowy Justin Biebier Shawty

    OdpowiedzUsuń