Notka pod rozdziałem ! Dziękuję.
LizPOV:Znowu obudziłam się w objęciach Justina. Przyjemne promienie słońca przebijały się przez zasłony. Najdelikatniej jak mogłam by nie obudzić chłopaka wstałam i poszłam do łazienki. Tam wykonałam codzienne poranne czynności, następenie w pełni ubrana i ogarnięta wróciłam do pokoju. Justin rozciągnięty na całym łóżku dalej spał w najlepsze. Postanowiłam, że go obudzę bo za pół godziny jest śniadanie. Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego skraju nachylając się
w stronę chłopaka i lekko nim potrząsając, równocześnie wymawiając jego imię. Niestety, to nie przyniosło żadnych rezultatów, chłopak lekko się poruszył i przykrył się bardziej kołdrą. Więc postanowiłam uderzyć
z innej strony. Nachyliłam się nad nim ponownie i złożyłam na jego policzku soczystego całusa.
-mmmmm..... na to czekałem- mruknął chłopak.
-Ej, to nie fair. - szturchnęłam go lekko, śmiejąc się. Justin nic nie odpowiedział tylko objął mnie w tali pociągając w swoją stronę tak, że leżałam na nim. Po chwili obrócił nas tak, że ja leżałam obok niego, a on schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.
-Teraz mogę spać dalej. - wymruczał.
-Co to, to nie! Justin, wstawaj!- za 20 minut jest śniadanie- powiedziałam próbując go odepchnąć. Jednak na marne.
-No jeszcze 5 minut, no. - jęknął.
-Nie! Wstawaj natychmiast!
-Okeeeej, ale pod jednym warunkiem. - powiedział i podniósł głowę spoglądając na mnie.
-Jakim? - westchnęłam. Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej co po chwili ja również uczyniłam.
-Dostane jeszcze jednego takiego buziaka o tutaj. - wskazał na swój policzek obracając głowę.
-Niech ci będzie.- nachyliłam się. W momencie, w którym moje usta miały się zetknąć z jego policzkiem chłopak odwrócił głowę w taki sposób, że nasze usta się spotkały. Justin przyciągnął mnie bliżej siebie i wpił się mocniej w moje usta. Trwaliśmy w pocałunku do momentu,
w którym nie zabrakło nam powietrza. Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc.
-No tak to ja mogę się budzić codziennie.- wychrypiał chłopak puszczając mi oczko. Zszedł
z łóżka i po chwili zniknął za drzwiami łazienki.
Po około dziesięciu minutach Justin wyszedł z łazienki i wyglądał jak zwykle perfekcyjnie. Zostało nam dziesięć minut więc oboje wyszliśmy z pokoju kierując się w stronę stołówki. Tam panował niesamowity gwar.Wszyscy czymś się zajmowali. Ci w miarę normalni rozmawiali ze swoimi znajomymi, a ci którzy byli
w gorszym stanie robili różne dziwne rzeczy. Między innymi wbijali widelec w stół czy krzyczeli na ścianę żeby oddała kanapkę. Normalka tutaj. Z drugiego końca pomieszczenia machała do nas Cassie. Udaliśmy się w jej kierunku i zajęliśmy miejsca.
-Heeej, kochani. - przywitała nas Cassie.
-Hej.- odpowiedzieliśmy jednocześnie.
-Słuchajcie, obiło mi się o uszy, że ma do nas dzisiaj dojść jedna pacjentka. Podobno jest bulimiczką i miała problemy z dragami. Może się z nią zaprzyjaźnimy, Liz?
- Nie wiem jak tobie ale mi jedna przyjaciółka wystarczy.
-Ohh, daj spokój Liz. Rozejrzyj się, wątpię żeby dziewczyna, która na umyśle jest zdrowa tylko ma lekkie problemy zaprzyjaźni się dajmy na to z taką Jessicą, która rozmawia ze ścianami albo
z takim Lucasem, który strzela groszkiem jak z procy.
-Dobra, Cass wyluzuj. Zobaczymy.- ucięłam. I spojrzałam na Justina, który się do mnie uśmiechnął. W tym momencie ktoś wszedł na stołówkę i wszystkie oczy zwróciły się w tamtą stronę. Do sali weszła szczupła, wysoka blondynka o niebieskich oczach z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy. Oto właśnie musiała być nasza nowa pacjentka. Po chwili podeszła do niej jedna z pielęgniarek i wskazała ręką w naszą stronę mówiąc coś przy tym do nowej. Dziewczyna odwróciła się w naszą stronę i uśmiechnęła idąc w naszym kierunku. Spojrzałam na Justina, który dosłownie rozbierał ją wzrokiem. Poczułam się dziwnie. Dziewczyna zatrzymała się przed nami.
-Umm... Hej, jestem Sophie i jestem tu nowa. Jedna z pielęgniarek powiedziała, że wasza 3 jest jak to ona ujęła "w miarę normalna". - po czym uśmiechnęła się.
-Heej, jestem Cassie, a to jest Liz i Justin.- Cass nas przedstawiła. Ja tylko skinęłam głową,
a Justin szeroko się uśmiechnął. - siadaj z nami, zaproponowała Cassie wskazując na puste miejsce. O ironio obok Justina. Świetnie. Czekaj, czekaj czy ja jestem zazdrosna ? Chyba tak ,choć nie powinnam ale jestem ughh.... muszę skończyć gadać sama ze sobą. No już STOP. Blondyna nic nie powiedziała tylko się uśmiechnęła i zajęła wolne miejsce. Miałam wrażenie, że przysunęła to swoje krzesło jak najbliżej krzesła Justina. Boże, już mnie denerwuję,
a nie zamieniłam z nią ani słowa.
Do końca posiłku nie odezwałam się słowem. Cassie cały czas rozmawiała z Sophie, a tamta
z kolei za wszelką cenę chciała zaprzyjaźnić się z Justinem. Z każdym słodkim słówkiem Sophie w stronę Justina robiło mi się niedobrze i przewracałam oczami za każdym razem.
Po skończonym posiłku we czwórkę poszliśmy do swoich pokoi bo jak się okazało blondi ma pokój w tym samym skrzydle co my. Przemierzaliśmy tak korytarze w kompletniej ciszy.
Gdy nagle tleniona się odezwała:
-Justin, a może byś mnie tak dzisiaj po kolacji oprowadził po szpitalu? Bo wiesz jestem nowa
i nie orientuję się tutaj jeszcze.
No tego już było za wiele. Nie dość, że się kurwa cały posiłek do niego przymilała to jeszcze teraz się go pyta czy ją oprowadzi no zaraz mnie chuj strzeli. Dobra, teraz dziwne pytanie. Co się ze mną do kurwy dzieje? Jestem zazdrosna o Justina z którym nie jestem. Czy to normalne ? Nie wiem ale w sumie nie jestem normalna. Jebać to, wkurwiłam się. kurwa miałam ze sobą nie gadać. Ughh.... to wszystko przez tego tlenionego pudla.
JustinPOV:
No przecież nie był bym sobą jeżeli bym nie obczaił tej nowej. Nie powiem, robiła wrażenie. Sophie dosiadła się do nas i już od samego początku wiedziałem co się święci. Nie żebym się chwalił czy coś no ale laski na mnie lecą i ogólnie to wiem, że jestem zajebisty. Ale ta laska mnie irytowała. Widziałem rozdrażnienie Liz jak blondyna próbowała różnych sztuczek. Aww, to jej zdenerwowanie było słodkie. Czyżby była zazdrosna? Za każdym razem gdy blondyna się do mnie odezwała Liz napinały się mięśnie
i przewracała oczami. Gdy wracaliśmy ze stołówki panowała kompletna cisza, która mi odpowiadała. Jednak ktoś musiał oczywiście to zepsuć. Nie kto inny jak Sophie.
-Justin, a może byś mnie tak dzisiaj po kolacji oprowadził po szpitalu? Bo wiesz jestem nowa
i nie orientuję się tutaj jeszcze.- zatrzepotała rzęsami i słodko się uśmiechnęła. Za słodko wyglądała
co najmniej śmiesznie. Postanowiłem się trochę pobawić.
-Ummm.. no wiesz chętnie ale my z Liz mamy na wieczór inne plany, co nie kochanie? - poruszyłem sugestywnie brwiami i objąłem Liz w tali. Blondynie automatycznie zszedł uśmiech
z twarzy, a Liz wyglądała jak bym spadł z księżyca. Na co się zaśmiałem i pocałowałem ją w policzek. Ona się nie odezwała tylko spuściła głowę i szła dalej.
Od Autorki :
Przepraszam, że tak rzadko dodaje ale niestety szkoła.....
I takie małe pytanko. Czy ktoś to w ogóle czyta ?
Nie lubię się prosić o komentarze ale one serio motywują i popychają do dalszego pisania.
: )
tak czytamy ale nie ma na koncu rozdzialu tego przycisku skomentuj i trzeba kilkac tytul i wtedy na koncu mozna napisac koment, u mnie przynajmniej tak jest o.O
OdpowiedzUsuńsuper, bardzo lubię to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńGENIALNY jak zawsze <33
OdpowiedzUsuńWażne, że wgl dodajesz dziękuuje :) Rozdział świeeetny :)
OdpowiedzUsuńNie moge się doczekać następnego :D KOCHAM TO <33
OdpowiedzUsuń